Strona główna / blog / WebMakers Talks: Jak prowadzić e-commerce zgodnie z prawem?
WebMakers Talks: Jak prowadzić e-commerce zgodnie z prawem?

W jaki sposób wdrażać prawne rozwiązania w zakresie e-commerce, na co zwracać uwagę przy tworzeniu reklam w Internecie, czym jest dyrektywa Omnibus oraz czy Polacy dobrze chronią swoje dane osobowe? O tym, w najnowszym odcinku WebMakers Talks, z Mateuszem Borkiewiczem - adwokatem w Kancelarii Leśniewski Borkiewicz Kostka & Partners rozmawiała Agnieszka Giemza.

Cześć, Mateusz.

Hej, dzień dobry.

Mateusz, przypuśćmy, że jestem klientem i zakładam swój pierwszy sklep internetowy. Co powinnam zrobić, od czego zacząć, aby był on zgodny z prawem?

Na początku musisz odpowiedzieć sobie na pytanie: "Co ja właściwie sprzedaję?" Jest to o tyle ważne, że różne produkty mają różne wymogi, jeżeli chodzi o spełnianie obowiązków prawnych. Niektóre produkty w ogóle nie mogą być sprzedawane online. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku, jeżeli np. sprzedawałabyś bluzy, kurtki, odzież, a inaczej, jeżeli otwierasz sklep spożywczy i jednym z produktów jest na przykład alkohol. To jest takie pierwsze podstawowe pytanie, czy mamy jakieś szczególne wymogi, jeżeli chodzi o towar, który byś sprzedawała czy też ewentualnie usługę.

Jeżeli byłyby kwestie związane z hazardem, to również powinnaś spełnić dodatkowe wymogi prawne. To jest jedna kwestia. Druga, czyli na jakim rynku chcę działać. Czy chciałabyś lokalnie zostać w Polsce, czy na przykład planujesz już ekspansję, czy to w Unii Europejskiej, czy poza. Pomimo tego, że w Unii Europejskiej mamy dyrektywy, które teoretycznie sprawiają, że mamy podobne przepisy prawne we wszystkich krajach, to jednak lokalnie są pewne różnice i na pewno musiałabyś wtedy też skontaktować się z lokalną kancelarią, która mogłaby dla Ciebie ten temat sprawdzić.

Bardzo ważne pytanie, kluczowe pod kątem tego, jak twój regulamin by brzmiał, to do kogo właściwie adresuję moje usługi i komu chcę sprzedawać moje towary. Nieco inaczej wygląda sprawa w przypadku konsumentów - inaczej w przypadku przedsiębiorców. Oczywiście, jeżeli chodzi o konsumentów, to te wymogi prawne są zdecydowanie bardziej wyśrubowane. Musisz też zwracać uwagę na wytyczne organów oraz na to, w jaki sposób sądy podchodzą do pewnych spraw. Ogólnie, konsument jest bardzo chroniony.

Jeżeli chodzi o przedsiębiorcę, możesz tutaj mieć trochę więcej luzu. Natomiast, z uwagi na niedawne zmiany prawne, niekiedy przedsiębiorca też jest traktowany jak konsument, więc tutaj jest parę zawiłości, na które trzeba zwrócić uwagę. Tak że, jak już mamy te bazę, czyli co sprzedaję, gdzie sprzedaję, do kogo sprzedaję, to kompletuję akty prawne, które regulują te wszystkie kwestie. A takimi najważniejszymi w kontekście e-commerce, to ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną, ustawa o prawach konsumenta, też kodeks cywilny, no i moje ulubione - RODO.

A z Waszej perspektywy jako kancelarii, uważacie, że przedsiębiorcy dobrze radzą sobie z dokumentami prawnymi?

Na pewno jest lepiej niż było jeszcze kilka lat temu. Ogólnie jest świadomość, że gdy otwieram sklep czy serwis internetowy, to muszę jakieś dokumenty mieć. Z mojej perspektywy, wyróżniam takie dwie mikro rewolucje, że się tak wyrażę, kiedy ta świadomość wzrastała. Raz, to w 2014 roku, kiedy pod koniec roku zaczęliśmy stosować właśnie ustawę o prawach konsumenta. Ta ustawa nakładała szereg szczegółowych obowiązków na przedsiębiorców - jak powinna wyglądać ścieżka zakupowa i kwestia odstąpienia od umowy przez klienta. I faktycznie, gdzieś tamten temat też się trochę przebił do mediów. Było lekkie straszenie interwencją UOKiK-u, więc przedsiębiorcy wtedy faktycznie interesowali się, jak ich serwis powinien wyglądać.

Natomiast ta druga rewolucja, już większa, miała miejsce przy okazji wdrożenia RODO, czyli w 2018 roku. Co prawda RODO nie dotyczy stricte e-commerce, bo dotyczy ogólnie przedsiębiorców. Natomiast, ponieważ temat był taki super modny, super medialny, straszono tymi karami 20 milionów euro, to gdzieś tam przemawiało do wyobraźni. Faktycznie, kiedy przedsiębiorcy aktualizowali różnego rodzaju dokumenty związane z prywatnością na stronie internetowej, to wtedy, jakby siłą rozpędu, też interesowali się tymi regulaminami, formularzami, w ogóle podejściem do prowadzenia biznesu i wtedy na pewno też ta świadomość, co do e-commerce i prowadzenia tego biznesu wzrosła.

Mateusz, trochę nam już poopowiadałeś o różnych problemach przedsiębiorców, a z jakimi jeszcze najczęściej problemami spotykacie się, jeśli chodzi o e-commerce?

Takimi typowymi problemami, to na pewno jest kwestia kopiuj - wklej różnego rodzaju regulaminów i formularzy z jednego serwisu do drugiego. Ktoś otwiera sklep i na samym końcu są te kwestie prawne, bo, oczywiście z perspektywy klientów, ważne jest, jak to wszystko wygląda i czy jest atrakcyjne, czy nie.

To dorabianie, że się tak wyrażę, regulaminów często jest zostawiane na ostatnią chwilę i metodą powielania różnego rodzaju schematów dostępnych w Internecie. Nie do końca to faktycznie pasuje do tego, co możemy znaleźć na stronie internetowej. Później przedsiębiorcy dziwią się, dlaczego konsument ma określone żądania w oparciu o ten regulamin, bo też sami nie do końca ten regulamin znają. Metoda takiego kopiowania nie jest dobra, ponieważ niektóre rozwiązania są naprawdę szyte na miarę, pod kątem problemów z którymi mierzą się inni. W tym miejscu apeluję o szczególną uwagę i naprawdę zrozumienie przynajmniej tego, co się kopiuje i ewentualne dostosowanie swojego regulaminu.

Kolejny problem, który ostatnimi czasy był w TOP 3, to kwestia zgody na cookies. Ponieważ w momencie, kiedy wchodziło RODO, cookies były spychane na margines, ludzie nie do końca wiedzieli, czy ta zgoda ma być odbierana czy nie i czy wystarczy zwykłe potwierdzenie, że ok, wiem, że te cookies na stronie internetowej są. Przy czym, teraz jest to jasne, że na każdy rodzaj cookies powinna być odrębna zgoda użytkownika.

Oprócz tych, które są niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, gdzie wystarczy, że o tym wiemy, to jeśli robimy jakąś analitykę, marketing, statystykę, wówczas na te grupy cookies użytkownik powinien zgodę wyrażać. Jeżeli nie, wtedy przedsiębiorca naraża się na wysokie kary.

Takimi kwestiami, które również mogą być interesujące, to kwestie niedostosowania zapisów pod kątem konsument - przedsiębiorca. Traktujemy konsumenta zbyt ostro albo przedsiębiorcę (głównie z uwagi na niewiedzę, że możemy inaczej), traktujemy tak samo, jak konsumenta. Przez to osoba, która prowadzi sklep internetowy, w domyśle daje przedsiębiorcy więcej niż nakazują mu np. przepisy prawa. To jest też ważne pod kątem niedawnych zmian z 2021 roku, gdzie zmieniała się definicja przedsiębiorcy. Tutaj wciąż widzimy, że są braki, jeżeli chodzi o wdrożenia nowych regulaminów w tym zakresie.

Mateusz Borkiewicz i Agnieszka Giemza

No właśnie, to może powiesz nam trochę więcej o ostatnich zmianach w prawie, jeśli chodzi o e-commerce.

Te zmiany, które jeszcze nie ostygły, czyli te z 2021 roku, dotyczyły właśnie definicji przedsiębiorcy. Aktualnie mamy tego typowego przedsiębiorcę oraz takiego, powiedzmy quasi-uprzywilejowanego, który zbliżył się bardzo w swoich uprawnieniach do konsumenta. Uprzywilejowany przedsiębiorca może robić zakupy w naszych sklepach, natomiast może być też traktowany jako konsument, jeżeli te czynności, które nie są, w dużym uproszczeniu oczywiście, bezpośrednio związane z jego działalnością gospodarczą. Przykład - prowadząc kancelarię, kupiłbym program do wysyłki newsletterów. Przyda mi się to w pracy, natomiast pojawiłyby się pewnie głosy, że nie jest to zakup bezpośrednio związany z moją działalnością. Nie jest mi to niezbędne do życia.

Jeżeli kupowałbym dostęp do programu, dającego mi bazę wiedzy o przepisach, orzeczeniach, czyli to, co jest mi potrzebne, żeby w ogóle wykonywać ten zawód - to ten zakup byłby bezpośrednio związany z moją działalnością. Tutaj byłbym traktowany jako przedsiębiorca. Jest to nieco pokomplikowane i powiem szczerze, że nawet prawnicy mają czasami problem z ujęciem, gdzie jest ta granica, bo ona jest płynna. Dodatkowo, nie wszystkie obowiązki konsumentów przechodzą na tego uprzywilejowanego przedsiębiorcę. Do tego tematu należy podejść z chirurgiczną precyzją. Te zmiany jeszcze nie ostygły, natomiast już teraz mamy do czynienia z nieco większą rewolucją związaną z dyrektywami: towarową i dyrektywą Omnibus. Zmiany, które weszły w życie od tego roku dotyczą m.in. sposobu prezentowania ceny. Tego, że konsument powinien wiedzieć, jaka była najniższa cena w terminie trzydziestu dni przed daną promocją. Chodzi o to, żeby zapobiegać żonglerce cenami, ale też lepiej weryfikować opinie o określonych produktach czy usługach.

Wracając do dyrektywy Omnibus, która niedawno zaczęła obowiązywać, czy mógłbyś powiedzieć, w jaki sposób powinna być ona wdrożona, aby było to zgodne z prawem?

Pod kątem technicznym jest tutaj dużo niejasności, chociażby w kwestii prezentowania cen. One powinny być w jasny sposób dostępne dla użytkownika strony internetowej. Natomiast też trudno powiedzieć, gdzie jest granica tego, co jest jasne, a co nie. Tutaj z pomocą przyszedł UOKiK, który dosłownie kilka dni temu wydał poradnik ze zdjęciami, więc w przystępnej formie jest pokazane to, w jaki sposób produkty i ceny powinny być prezentowane na stronie internetowej. Zachęcam, żeby się z tym poradnikiem zapoznać.

Na pewno musimy sobie odpowiedzieć też na pytanie, jak te ceny powinny wyglądać, żeby z jednej strony było to zgodne z prawem, a z drugiej przystępne dla osoby, która to czyta. Z praktycznych wskazówek, to na przykład nie możemy poprzestać tylko na tym, że dajemy informację: "było tyle, jest tyle", bo komunikat musi wprost wskazywać, że jest to najniższa cena w ostatnich trzydziestu dniach. UOKiK dopuszcza pewne możliwości skrótów, natomiast musimy iść w zgodzie z tym, co chce od nas organ, bo tak jak wspominałem, przepisy są dość ocenne i jeżeli mamy jakąś wykładnię organu, to musimy się jej trzymać. Daje nam to pewne poczucie bezpieczeństwa.

Kolejna kwestia dotyczy weryfikowania opinii. Często w sklepach internetowych możemy zostawić komentarz lub ocenę w formie gwiazdek, czy ten produkt spełnił moje oczekiwania czy nie. Ważnym elementem jest to, że musimy przypisać użytkownika do produktu, który on faktycznie nabył. Czyli nie może być na przykład tak, że weszłabyś na stronę internetową i stwierdziła, że kiedyś używałaś tej suszarki, to coś tam o niej napiszesz - to tak już nie działa. Takie praktyki mogły powodować nadużycia, kupowanie opinii, kupowanie gwiazdek, itd. W tym celu ta dyrektywa przychodziła na ratunek innym przedsiębiorcom, których nie było stać na to, żeby kupować masowo opinie. W takim przypadku musimy przyporządkować naszego nabywcę do produktu. Jednym z technicznych rozwiązań może być wysyłanie linków dedykowanych. Jeżeli kupiłaś jakiś produkt, to później dostajesz maila i link, za pomocą którego możesz zostawić opinię i w taki sposób sprzedawca weryfikuje ciebie, jako osobę uprawnioną do zostawienia tej opinii. Ewentualnie, można umożliwić zostawianie opinii tylko zalogowanemu użytkownikowi, który w swojej historii zamówień ma dany produkt. Są kwestie techniczne, które na pewno trzeba wdrożyć.

Z kwestii technicznych, to ważne jest także informowanie o tym, że cena, którą zobaczyłaś na stronie internetowej, jest ceną zindywidualizowaną. Czyli tylko dla ciebie, na bazie jakiejś twojej aktywności w Internecie czy na tej stronie internetowej. Jeżeli jesteś częstym gościem stron firm przewozowych i kupujesz dużo biletów, to może się zdarzyć, że firma da ci jakiś upust. W takim przypadku musi też na przykład pokazać się pop-up z komunikatem "Ta cena jest dla ciebie, z uwagi na naszą analizę". Ta analiza też często opiera się na danych osobowych, stąd właśnie tak ważna jest kwestia, żeby ta informacja się pojawiła.

Dane osobowe zostawiamy już teraz tak naprawdę wszędzie. Myślisz, że Polacy potrafią dbać o swoje dane osobowe?

Myślę, że to zdecydowanie się zmienia. Jeżeli chodzi o takie codzienne życie offline, poza pracą, często spotykam się z sytuacjami, że faktycznie ludzie dbają o dane i dopytują, dlaczego ktoś chce takie dane, skoro ja zapisuję tylko moje dziecko, powiedzmy na jakieś zajęcia sportowe. Podobnie ludzie w sklepach dopytują, dlaczego takie dane są potrzebne, skoro chcą się zapisać tylko do programu lojalnościowego "Ja chcę zostawić tylko e-mail, telefon, dlaczego zbieracie to wszystko."; Są dyskusje pod tym kątem i to cieszy, bo ludzie mają świadomość, że ich dane są wartościowe.

To, co zauważam, to zdecydowany sprzeciw w kwestii oddawania na przykład dowodu osobistego do kserowania. To już jest praktyka powszechnie potępiana i ludzie zwracają na to uwagę, jeżeli ktoś ma takie zakusy, żeby ten dowód wziąć i sobie skopiować. Jeżeli zawieramy jakąś umowę, jest tutaj ostry sprzeciw. Przedsiębiorcy, którzy mogą to robić na podstawie przepisów związanych z przeciwdziałaniem praniu brudnych pieniędzy, też zwykle przygotowują się na wytłumaczenie, dlaczego ten dowód biorą, powołując się na przepisy, tak, żeby od razu ostudzić emocje w razie czego.

Z drugiej strony mamy życie online i tutaj mam wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia trochę z alternatywną rzeczywistością. W Internecie dbałość o dane osobowe jest zdecydowanie na niższym poziomie i tutaj jest lekcja do odrobienia. Wydaje się, jakby ludzie działali na zasadzie: będę klikać, byle tylko dotrzeć do celu i tam wszystkie zgody wyrażę. Tu jest kwestia chociażby plików cookies, które zbierają o nas informacje, a później podlegają one analizie.

To wszystko można na tyle z sobą połączyć, że to też są dane osobowe. Kolejna kwestia dotyczy podawania danych finansowych i numerów kart kredytowych, w jakichś celach "weryfikacyjnych", które są, tak naprawdę, próbą oszustwa. Nagminnie spotykamy się jeszcze z tym problemem, pomimo że dużo się o tym mówi. Niedawno właśnie miałem do czynienia z taką sytuacją, że pani, która miała podać swój numer rachunku, żeby przedsiębiorca dokonał zwrotu po odstąpieniu przez nią od umowy, wysłała mu e-mail z numerem swojej karty kredytowej. Nie byłoby takiej sytuacji, gdyby siedziała z tym przedsiębiorcą twarzą w twarz i wypełniła formularz zwrotu. Zorientowałaby się, że coś tutaj jest nie tak albo on zwróciłby jej uwagę i faktycznie te dane nie krążyłyby w sieci. Ostrożność, która super działa moim zdaniem offline, online się niestety rozmywa.

Leśniewski Borkiewicz Kostka & Partners rozmawiała Agnieszka Giemza

Jeśli mówimy tutaj o Internecie i nie tylko, w zasadzie wszędzie jesteśmy obecnie atakowani niezliczoną ilością reklam. Jak przygotować taką reklamę, żeby była zgodna z prawem?

Na pewno musimy brać pod uwagę to, co reklamujemy, o czym rozmawialiśmy też na początku. Niektóre towary w ogóle nie mogą być reklamowane - choćbyśmy stawali na głowie, to po prostu tej reklamy nie uruchomimy. Reklamy mają też pewne ograniczenia - na przykład w telewizji niektóre reklamy nie mogą być emitowane o danej porze. W Internecie reklamy muszą też być odpowiednio oznakowane. Jest grupa produktów, gdzie teoretycznie nie ma jakichś przeciwskazań i tutaj posiłkujemy się przepisami, które przeciwdziałają nieuczciwym praktykom rynkowym oraz przepisami, które zapobiegają nieuczciwej konkurencji.

Formą reklam, których nie powinniśmy tworzyć, są na przykład kryptoreklamy, w których przekaz jest neutralny, a tak naprawdę jest w nich zaszyta informacja reklamowa. Przygotowując banery, nie możemy iść w kierunku, w którym baner wtopi się w stronę internetową i będzie to wyglądało tak, jakby była to neutralna informacja - musimy tę kreację wydzielić. Jest również kwestia dobrych praktyk, typu: nieodwoływanie się do jakichś lęków, przesądów, straszenie, nakręcanie popytu w taki sposób, który może oddziaływać na osoby słabsze psychicznie, które autentycznie się boją. Takie reklamy są zakazane.

Te wymogi są opisane dość ogólnie, czyli znowu nie mamy konkretnej wykładni, że reklama, która narusza dobre obyczaje, ma konkretne cechy - jest to kwestia oceny. Jeżeli zrobilibyśmy reklamę porównawczą, na przykład - mój sklep internetowy miał tylu odwiedzających i ma tyle produktów versus sklep mojego konkurenta, który ma, na przykład, mniej produktów i mniej odwiedzających, wówczas, w zależności od tego, jak to porównanie robimy, to ono może być ok, ale może się okazać, że na koniec dnia dostaniemy pozew, ponieważ ktoś stwierdzi, że jego dobra osobiste zostały naruszone. Tutaj jest cienka granica, którą trzeba zbadać i faktycznie mieć pewność, że reklama jest zgodna z prawem.

Inną kwestią jest fakt wykorzystywania różnego rodzaju zdjęć i filmów. Nie możemy sobie po prostu kopiować z Internetu wszystkiego, co chcemy. To są takie rzeczy oczywiste, ale wciąż w dzisiejszych czasach zdarza się, że twórcy po prostu kopiują i wklejają, Twierdzą przy tym, że jeżeli jest skopiowany tylko fragment zdjęcia czy filmu, to oni mogą to zrobić, bo przecież nie jest powielany cały obraz. Na to też trzeba zwracać uwagę.

Czy szykują się jakieś zmiany prawne w tym obszarze?

Tak, na horyzoncie mamy już akt o usługach cyfrowych, to jest nowe RODO dla internetu i tak mówimy o tym w żargonie prawników. W skrócie - DSA i polecam zapamiętać ten skrót, bo faktycznie myślę, że na przestrzeni następnych kilku miesięcy będzie o nim głośno. Ten akt o usługach cyfrowych od 2024 roku będzie regulował kwestie prezentowania reklamy w Internecie. Będzie nakładał nowe obowiązki na przedsiębiorców, którzy w swoim serwisie wyświetlają reklamy. Tutaj jest kilka oczywistości, ale jednak wypływające z tego rozporządzenia na pewno będą bardziej też przemawiać do wyobraźni.

Każda reklama będzie musiała być odseparowana od serwisu - konsument będzie musiał w łatwy sposób zorientować się, że ma do czynienia z reklamą. Informacje, które będą z nią związane muszą dotyczyć wskazania, kto za te reklamy zapłacił lub jakby na czyje zlecenie została ona w danym miejscu wyświetlona. Osoba, do której ta reklama trafi, musi mieć jasny komunikat, kto właściwie jest zainteresowany tym, żebym ją zobaczyła,

DSA kładzie nacisk na profilowanie. Użytkownikom nie będą mogły być przedstawiane reklamy oparte o profilowanie na bazie danych wrażliwych. Jeżeli przedsiębiorcy chcieliby sprzedawać produkty, np. osobom o innej orientacji seksualnej lub innym kolorze skóry, bo badania wskazywałyby, że taka osoba nabyłaby chętniej produkt w danym kolorze, a nie innym, to nie będzie można tego typu reklam wyświetlać w Internecie, właśnie w oparciu o takie profilowanie.

Podobnie, jeśli chodzi o produkty medyczne, usługi gabinetów lekarskich itp. Jeżeli profilowalibyśmy na bazie informacji o stanie zdrowia, na bazie historii wyszukiwania czy wizyt online, które ta osoba miała wcześniej, to takie działania będą zabronione. Dodatkowo zakazane będzie profilowanie osób małoletnich. Jeżeli dostawca serwisu, będzie miał uzasadnione podstawy, żeby twierdzić, że użytkownicy to także osoby małoletnie, to również do takich osób w ogóle profilowane reklamy nie powinny być kierowane. To są takie ciekawostki, do których na pewno będziemy wracać na przestrzeni najbliższych miesięcy.

Z innych zmian, które są warte uwagi, to na pewno te związane z reklamą suplementów. Już niedługo każda taka reklama będzie musiała być specjalnie oznaczona informacją o tym, że suplementy nie działają leczniczo, ale są zwykłym produktem spożywczym. Oprócz tego, nie będzie można zatrudniać aktorów, których wygląd wskazywałby, że są pracownikami służby medycznej, lekarzami czy pielęgniarkami. Nie będzie można sprawiać wrażenia, że faktycznie mamy do czynienia z jakimś lekiem.

Z innych, ciekawych zmian, które dopiero raczkują i nie wiemy jeszcze, w którą stronę pójdą, to plany ograniczenia sprzedaży, a co za tym idzie - też reklamy - napojów energetycznych. Jest pomysł, żeby napoje energetyczne były sprzedawane tylko osobom powyżej osiemnastego roku życia. Ograniczenia w reklamie, które miałyby dotyczyć tego typu napojów, to na przykład zakaz łączenia faktu, że pijąc napój energetyczny lepiej się uczę, mam super sprawność seksualną i fizyczną. Te informacje mają być możliwie neutralne, a nie takie informujące, że mój organizm działa po tego typu napojach.

To bardzo ciekawe zmiany czekają na nas w najbliższym czasie.

Zobaczymy jeszcze, czy wszystko zostanie w ten sposób wdrożone, ale jest duża szansa, że tak to właśnie będzie wyglądać.

Wspomniałeś wcześniej kilkukrotnie o profilowaniu. Czym właściwie jest profilowanie i w jaki sposób można je wykorzystać w działaniach marketingowych oraz reklamowych?

Profilowanie polega na tym, że tworzymy pewne grupy odbiorców, w oparciu określone cechy. Przykładowo - mamy grupę singli w dużym mieście, którzy lubią szybkie samochody. Mamy kobiety po pięćdziesiątym roku życia, które lubią wazony i kwiaty. Tych grup może być naprawdę bardzo dużo i na bazie naszej aktywności, w tym przypadku w Internecie, czyli jakie strony odwiedzamy, czego szukamy w wyszukiwarkach, jakie produkty kupujemy, z jakich usług korzystamy online, algorytmy sztucznej inteligencji tworzą właśnie określone informacje na nasz temat. Dzięki temu trafiają do nas jako odbiorców, przynajmniej tak to tłumaczą przedsiębiorcy, lepiej dopasowane reklamy.

Mnie może na przykład zainteresować jakaś książka o prawie, bo tak stwierdziła sztuczna inteligencja i dzięki temu chętniej kupię tę książkę, ponieważ będę się bardziej rozwijał w tym temacie. Nie zobaczę natomiast reklamy książki o weterynarii, prawda? Teoretycznie jestem w takiej, jak to niektórzy nazywają, bańce, czyli nie widzę tego wszystkiego, co jest wokół, tylko produkty dopasowane do tego, co ja właściwie w Internecie robię.

Są też granice tego profilowania, bo, co do zasady, na takie miękkie działania profilujące nie trzeba mieć wyraźnej zgody użytkowników. Możemy tylko go o tym fakcie poinformować, jeżeli reklamy tego typu będziemy wyświetlać. Jest jeszcze oczywiście kwestia zgody na cookies, ale to jest ten pierwszy krok, który musi być wykonany, żeby w ogóle wejść w świat profilowania. Natomiast twarde profilowanie może już wpływać na decyzje konsumenta, decyzje zakupowe oraz na to, jak on się zachowuje. Takimi przykładami mogłyby być chociażby kwestie związane z lokalizacją. Jeżeli jakaś aplikacja przykładowo śledzi nas, nasze trasy, to, gdzie jesteśmy, to w momencie, kiedy przechodzimy obok naszej ulubionej kawiarni dostajemy bon ważny 5 minut - 50% na kawę. Generalnie - super oferta, głupi by nie skorzystał, więc, w porządku - zmienię te moje plany na 5 minut, wejdę, kupię i pójdę dalej.

Pomimo tego, że może to dotyczyć małej kwoty, małej rzeczy, to jednak są to takie działania, które już wpływają, niemalże bezpośrednio, na decyzje zakupowe konsumenta. W tym wypadku na pewno pojawiłoby się wiele głosów, że na takie działania, trzeba już mieć wyraźną zgodę użytkownika. Nie może się to odbywać na zasadzie ogólnej akceptacji regulaminu i wszystko dzieje się już poza mną, tylko faktycznie, musimy się wprost zgodzić na to, żeby te profilowanie miało miejsce. Żeby nie doprowadzać do różnego rodzaju nadużyć.

Podsumowując, Mateusz, mam do ciebie jeszcze pytanie. Przychodzi do was klient, który chce założyć swój sklep internetowy, bądź już go posiada i chce mieć pewność, że będzie on zgodny z prawem. W jaki sposób, jako kancelaria, podchodzicie do takiego klienta?

Przede wszystkim, stajemy się niejako częścią zespołu. Nie jesteśmy gdzieś tam na górze, nie mądrzymy się, że powinno być tak, a nie inaczej. Chcemy poznać produkt nie tylko z perspektywy kontrahenta, który nam opowiada, jak działa sklep i jakie ma realne problemy. Wchodzimy też w rolę klienta, który robi zakupy, zwraca towar, odstępuje od umowy lub zgłasza reklamację. Chcemy zobaczyć, jak ten sklep działa w rzeczywistości i czy jest tak, jak mówi przedsiębiorca. Przy okazji tego typu działań, często dostrzegamy rzeczy, z których nawet właściciel sklepu nie zdaje sobie sprawy - na przykład z tego, że wdrożone rozwiązania odbiegają od wymogów prawnych.

Zwracamy dużą uwagę na User Experience, czyli na to, jak wygląda sklep i jak zaimplementować działania prawne, żeby nie zakłócać tego, co już dobrze funkcjonuje. Jesteśmy dodatkiem - nie możemy robić rewolucji, że teraz musi być koniecznie tak, ponieważ inaczej się nie da. Próbujemy zawsze dostosować określone rozwiązania do wizji klienta oraz tego, żeby jego wizja biznesu i interakcji z użytkownikami mogła być zachowana. To jest na pewno klucz do sukcesu też dla tej osoby. Chcemy, żeby czuła się komfortowo z tym, co wymyśliła.

Unikamy przydługich formułek prawnych, na zasadzie: "Informacja handlowa będzie wysyłana przez spółkę XYZ, z siedzibą tu i tu, do ciebie, w formie maila, wyraź zgodę, kliknij tutaj." Raczej idziemy w kierunku: "zapisz się na newsletter" albo jakimś podobnym. Wiadomo - informacje prawne muszą się tam znaleźć, ale to nie jest tak, że jest to na tyle sztywny przepis, który mówi wprost, jak to wszystko na stronie internetowej powinno wyglądać. Dlatego dużo działamy na ścieżkach zakupowych, tak, żeby był komfort zarówno dla biznesu, że nie odrzucamy ich pomysłów sprzedażowych, a z drugiej strony, żebyśmy my, odpowiedzialni ze strony prawnej za to, co się tam dzieje, też mogli spać spokojnie. Łączymy te dwa bieguny i z naszego doświadczenia wynika, że taka praca naprawdę może dobrze działać.

Mateusz, dziękuję ci za tę ciekawą rozmowę, za wszystkie wyczerpujące odpowiedzi i do zobaczenia następnym razem.

Dziękuję.

Jeśli chcesz zobaczyć wersję video, kliknij poniżej:

Jesteśmy też na Spotify!

Webmakers Talksprawo w e-commercedyrektywa OmnibusDSAakt o usługach cyfrowych dane osobowe

Zapisz się do bezpłatnego newslettera

Ta strona używa plików cookiesPolityka PrywatnościJak wyłączyć cookiesCyberbezpieczeństwo
OK